Wino „nie-z-tej-ziemii” czyli o Nowym Świecie

25.11.2013

Bezpieczny wybór?

Pewna młoda aspirująca w świecie win osoba wygłosiła ostatnio taką tezę: kiedy staję przed zupełnie nieznaną mi półką z zupełnie nieznanymi mi winami instynkt podpowiada mi kierunek Chile, Australia, Południowa Afryka- inaczej mówiąc Nowy Świat. Bezpieczniejszy wybór. Zacząłem się zastanawiać co podpowiada mój instynkt i czym on w ogóle jest. Instynktownie jestem europocentryczny, bo jaki inny miałbym być (?), ale z zachwytem podróżowałem po winnicach południowej Ameryki, Australii czy Nowej Zelandii, gdzie klimat i jak mawiają winiarze terroir (choć nikt do końca nie wie co to znaczy) są dla wina wprost idealne.

Winny Nowy Świat

Koleje a raczej koleiny losu obligują nas do czegoś. Jednych kotwiczą w miejscach, gdzie od pokoleń byli ich przodkowie, innych wywożą na inne kontynenty.  Wielokrotnie pisałem o moich winnych przyjaciołach, którzy kontynuują wielowiekowe tradycje winiarskie pozostając w tych samych posiadłościach co ich pra, prara i praprapra… dziadowie. Są jednak wśród nich i tacy, którzy porzuciwszy ziemię ojczystą postanowili uprawiać winną latorośl po drugiej stronie Globu. Człowiek przeniesiony w inne miejsce – chyba? – zachowuje wrażliwość, gust, nawyki miejsca pochodzenia. Zatem winiarz także! Hmm…czyżby?

Jeśli – dajmy na to – urodził się w kapryśnej Burgundii, a pierwsze nauki pobierał, siedząc na kolanach dziadka i słuchał narzekań na niestałą pogodę, że rocznik do rocznika niepodobny, że drogo, bo poletko z krzakami małe, bo co to tam te 3 ha na krzyż?! Itd. Itp. Potem liceum, studia enologiczne (w najlepszym razie) i nagle dostaje list z zaproszeniem od właściciela  300 hektarowej winnicy pod …Andami powiedzmy… leci i widzi: powietrze krystalicznie czyste, bo przemysłu wokół  ani ani, temperatura latem 27 – 29 C, zimą nie niżej niż – 5C, śnieg owszem, ale tak za kostkę ledwie, woda z gór zasila podskórnie szmat piaszczystej ziemi, słońca od cholery i ciut ciut…a słoneczko to czyściutki cukier, wie zatem, że alkoholu będzie w fermentacji potencjalnie więcej, niż w rodzinnym Beaun – załóżmy.  I co teraz myśli sobie taki Pierre, czy Marcel? Toć to „samograj” – koniec z męką moich przodków! Jedyną troską w tym raju jest ilość zbioru z hektara: więcej – wino „cieńsze”, ale w supermarkecie pójdzie, jak woda Evian, lub też skromniej z krzaka, ale ekstraktu więcej, cena w górę itd. Dalej nie ma, co kombinować. Ale dla europejskiego winiarza Nowy Świat to nie znaczy „pójście na łatwiznę”.

Włoskie Chile

Rodzina de Martino, Włosi od lat 30tych  XX stulecia mieszkający w Chile, na 347 niewielkich działkach położonych na różnych wysokościach, w różnym klimacie, różnym – pardon – terroire, fermentując często bardzo starymi metodami, jak np. w glinianych kadziach  szukają utrudnień, by winu dodać niuansów, uszlachetnić je, zaskoczyć nas – pijących rodzimą, europejską złożonością i elegancją. Łącząc europejską tradycję i pasję winiarską z możliwościami jakie daje nowo-światowy klimat tworzą wino.. nie-z-tej-ziemii! Takich, jak de Martino jest wśród moich dostawców więcej, będę jeszcze o nich pisał, bo zasługują na wyróżnienie. Z każdym z nich wiąże się jakaś historia nie zawsze planowanej zmiany miejsca, kultury i klimatu. Ciekawa nie tylko, jako czyjś życiowy scenariusz, ale także z powodu wyborów, jakie czasami są nam dane przez los.

Miłość do…

Małe, europejskie areały upraw winnej latorośli, dopłaty unijne do rolnictwa sprawiają, że ubywa winnic, a wraz z tym zjawiskiem zmniejsza się zapotrzebowanie na wykształconych winiarzy – enologów. Naturalne więc jest ich poszukiwanie szans zawodowych w nowym świecie. Są też tacy, którzy doskonale zdają sobie sprawę z – delikatnie mówiąc, niedoskonałości swoich win, a chcieliby robić lepsze. To także bywa powodem poszukiwań poza rodzinnym polem. I tu wyłania się powód, o którym pisać trzeba delikatnie: miłość do… no właśnie, do czego? Powiem: do wina, to ktoś uzna, że to zjawisko dobrze znane i nad Wisłą. Ale nie o uczucie do produktu końcowego mi chodzi, choć i o nie także (zresztą, kiedy ten produkt można uznać za ostatecznie skończony ?).  Myślę o dość mistycznej twórczości, która mieści się w czasie pomiędzy kiścią wiszącą na krzewie, a butelką, którą stawiam na półce w swoim sklepie.  Czas przeszły i ten, na który czekamy – zamknięte w szkle.  To moja, bardzo osobista degustacja.