Wśród wielu przysłów i powiedzonek funkcjonujących w naszej mowie ojczystej jest jedno, które wyjątkowo mnie irytuje, a mianowicie: Polak, Węgier, dwa bratanki i do… i tak dalej. Wystarczy poświęcić dosłownie chwilę i sprawdzić skąd się to dziwaczne powiedzenie wzięło by dowiedzieć się, że najprawdopodobniej w ogóle nie o Węgry, a o Słowację chodziło – już u zarania jedno wielkie nieporozumienie. Nie mniej jednak bywają takie chwile, kiedy z całych sił pragnę wierzyć w nasze z ojczyzną Sandora Maraja pokrewieństwo. Są to te chwilę kiedy w kieliszku zaczyna złocić się cudowny napój produkowany w północno-wschodnim regionie Republiki Węgierskiej – w Tokaju. Chwilę taką przeżyłem niedawno podczas spotkania z naszym nowym producentem z Disznoko, którego wina dzisiaj zdobią nasze sklepowe półki ku mojej ogromnej radości.
Wina Węgierskie wciąż jeszcze – jakże niesłusznie – kojarzą nam się nie najlepiej, z produktem winopodobnym sprowadzanym obficie w epoce dawno minionej. Królowały wówczas Bułgarska Sofia i Węgierski Egribikaver, który do dziś cieniem kładzie się na winnej działalności naszych, jak chce przysłowie, bratanków (swoją drogą bratankami sobie wzajemnie być się nie da, można być czyimś bratankiem, ale ten ktoś już dla nas bratankiem żadną miarą nie będzie!). Tym czasem Węgry są ojczyzną jednego z najwykwintniejszych win świata, któremu nie straszny nawet królewski Sauternes. Trunek ten należy do tak zwanych win późnego zbioru, produkowany jest bowiem w części z winogron, które tak długo pozostają na krzakach aż pokryją się szlachetną pleśnią i zaczną rodzynkować. Fachowo nazywa się te winogrona botrytyzowanymi. Tokaj- bo o nim mowa- ma wiele odmian: Aszu, Furmint, Szamorodni…
Tokaj Aszu dzieli sie ze względu na ilość koszy (zwanych po węgiersku putoniami) winogron rodzynkujących dodanych do winogron zwykłych. Skala sięga sześciu putoni, a im wyższe oznaczenie tym wino jest intensywniejsze w smaku i barwie, słodsze i… droższe, niestety. Najdroższy i jak sama nazwa wskazuje najbardziej esencjonalny jest Tokaj Eszencia produkowany wyłącznie z gron botrytyzowanych, z których sok spływa z własnej niewymuszonej woli, wyciśnięty bez udziału prasy, a jedynie pod wpływem ciężaru samych winogron. W efekcie otrzymujemy gęsty, słodki i niebywałe aromatyczny napój. Tokaj Eszencia jest winem z najdłuższym potencjałem starzenia, sięgającym nawet 200 lat i najniższą zawartością alkoholu nie przekraczającą 5-6%. Wracając do pokrewieństwa wegiersko-słowiańskiego realizuje się ono w nazwie Tokaju Szamorodni- do produkcji trafiają bowiem wszystkie grona, nie podlegając wcześniej żadnej selekcji. Stąd nazwa od zupełnie słowiańskiego słowa samorodny- zrodzony sam, bez ingerencji w naturę.
Kilkakrotnie kręciłem filmy na Węgrzech i miałem okazję…jakby tu rzec?..doustnie przekonać się o codziennej obecności wina w „bratankowym” kraju. Nie tylko Tokaju. Rozpowszechnione tam są pijalnie wina, zwane Borozo, w których można skosztować Lyanki, Szurkebaratu, Kekfrankosza, Bikavera, Portugisera i kilkunastu innych, rodzimych specjałów. Dawną monarchię Austro-Węgierską daje się też odczuć w słynnych pince-piwnicach winnych, gdzie do wina jada się także gulasze, ostre , rybne zupy i anielskiej dobroci fasolową yokai babloeves z plackiem śmietany. Po takiej diecie wątroba pisze do nas telegramy o treści: stop! stop! stop! ale jaka przyjemność podczas konsumpcji?! -jak to w życiu.
Niech więc będzie, że bratanki, ale może skupmy się na szklance, a szable już sobie darujmy.