W stronę Tabuaço
Poza sezonem wakacyjnym – a właśnie wtedy nad rzeką Douro jest najładniej – dolecieć do Porto nie jest łatwo, jeśli się trafi połącznie z jedną tylko przesiadką to i tak nie jest źle. Ale Porto to tylko krótki przystanek bo wsiadamy w auto i jedziemy dalej w górę rzeki. W większości winnic europejskich w listopadzie dominują ponure krajobrazy raczej już zimowe, w Portugalii to czas ciągle żywych czerwono-złotych kolorów i nieziemskich widoków, a czasem trafi się nawet przeoczona przez zbieraczy kiść ekscytująco słodkiej tourigi national. Półtorej godziny jazdy z lotniska świetną autostradą w kierunku Villa Real, potem pół godziny malowniczo w stronę rzeki do Peso da Regua i krętą dróżką w górę do Tabuaço- maleńkiej mieściny gdzie czeka na nas Marta Macedo właścicielka winnicy Quinta do Filoco- nasza gospodyni. Przyjeżdżamy w porze fatalnej- za późno na lancz i nie wypada jeszcze zamawiać kolacji. Marta prowadzi nas do zaprzyjaźnionej restauracji gdzie właśnie właściciel z rodziną jedzą obiad, po chwili negocjacji pozwalają nam zamówić, ale tylko to ca sami mają na stole- i całe szczęście – zjadamy prawdziwe lokalne potrawy, a do nich- jakże by inaczej- wino z Quinta do Filoco. Po parunastu godzinach podróży wszystko smakuje wspaniale, a wino potwierdzi swoją jakość także podczas wieczornej degustacji w domu Marty.
W stronę Porto
W dolinie rzeki Douro winorośl uprawia się od wieków, ale od stosunkowo niedawna wytwarza się tam także wina łagodne. Region ten słynął ( i nadal słynie) z produkcji Porto – wzmacnianego wina, które zawdzięczamy pospołu Portugalczykom i Anglikom. Wino z Douro było przedmiotem handlu wymiennego: za swoją słynną wełnę Anglicy dostawali wino. Problem w tym, że o ile wełna w transporcie radziła sobie dobrze, to wino często się psuło nim dotarło do wybrzeży Wielkiej Brytanii. Drożdże powodujące fermentację w winie giną gdy poziom alkoholu przekroczy 18%, wymyślono więc (na przełomie XVII i XVIII wieku ) sposób aby fermentację w beczkach zatrzymać – do wina dolano mocny alkohol. Była to brandy wytworzona z wytłoków winnych. Dzięki temu zabiegowi stworzono słodki, około 20% trunek, który mógł przetrzymać nie tylko podróż z Porto do Southampton, ale wiele dziesiątków lat. Na początku XVIII wieku wino to stało się głównym produktem eksportowym Portugalii przynosząc bogactwo całemu krajowi i miastu Porto przede wszystkim. Nabrzeża rzeki uzbrojone były w pochylnie dla beczek, które spławiano barkami do portu przeładunkowego. Świetność Porto już nieco przygasła, ale nadal podziwiać możemy pochodzące z tamtych czasów dowody potęgi miasta jak wielopoziomowy most projektu słynnego Gustava Eiffela czy wytworne domy kupieckie.
Z perspektywy beczki
Dziś barki nie transportują beczek, służą jedynie do obwożenia turystów z Peso da Regua do Pinao na przykład. Warto wybrać się w taki rejsik i zobaczyć rzekę Douro z perspektywy beczki. Tarasowe uprawy na stromych zboczach tworzą jeden z najpiękniejszych winiarskich krajobrazów świata. Dla nas zwiedzających to nie lada gratka, ale dla zbieraczy to kolosalne wyzwanie. Do niektórych parceli dostać się można tylko pieszo, a cały zbiór odbywa się ręcznie. Na szczęście winnica naszej gospodyni dostępna jest także takim pojazdom jak niezawodny Land Rover Defender dzięki czemu nie musieliśmy zwiedzać pieszo 130 ha.
Droga do wina
Marta Macedo odziedziczyła Quintę do Filoco po dziadku – budowlańcu, który wycinał drogi w górskim terenie, a pod koniec życia zapragnął ciszy i własnego wina, więc wyżłobił koparką tarasy i obsadził je winną latoroślą. Jak na region Douro to spora winnica, ale nieporównywalna z imperium Sandemana czy innych potentatów. Quina do Filoco produkuje głównie wina łagodne, białe, różowe i czerwone. Od prostych, bezpretensjonalnych i bezbeczkowych po bardziej wyrafinowane Reservy. Ale ma też dyżurne zapasy Porto, z których nieco uszczknęliśmy w czasie wieczornych przykominkowych rozmów.
Marta obiecała, że odwiedzi nas w przyszłym roku, a w oczekiwaniu na nią sięgam na moją sklepową półkę, gdzie już dumnie stoi jej wino z Quinta do Filoco.